wtorek, 27 grudnia 2016

Rozdział I

Rozdział I

- Kuba, wstawaj leniu.  – Potrząsanie za ramię i głos matki wyrwał mnie ze snu. Nawet w wolne nie mogłem pospać dłużej.
- Daj spokój, przecież od wczoraj są wakacje – odburknąłem.
- Śniadanie już na stole, za dziesięć minut wszystko sprzątam – powiedziała, wychodząc z pokoju.  
- No dobra, już idę.
Zwlokłem się z łóżka i ruszyłem na wpółprzytomny za mamą. Starsi wyjeżdżali na jakiś pogrzeb bogatej ciotki z Kanady, o której nigdy nie słyszałem. Ja natomiast miałem przejąć obowiązki gospodarza i zaopiekować się młodszym rodzeństwem. Miałem odebrać dzisiaj z dworca Hankę. Idealna córeczka wraca do domu z internatu, na który idzie rocznie dobre kilka tysięcy. Jest jeszcze najmłodszy Piotruś, ale nim nie musiałem się przejmować. Codziennie do niego przychodziła Pani Basia. Stara niańka odchowała mnie, moją siostrę i teraz zajmowała się juniorem. Nasi rodzice byli kompletnie zaprzątnięci pracą. W zasadzie nie przeszkadzało mi to. Miałem wszystko, co chciałem, a nikt mnie nie kontrolował. Czego więcej może chcieć siedemnastolatek?
                Kiedy wszedłem do kuchni ojciec popijał kawę, czytając gazetę. Przywitałem się z nim i zabrałem się za jedzenie.  Na pierwszej stronie gazety pisało coś o jakiejś komecie, co miała przelecieć jutro koło ziemi. Jeżeli wierzyć naukowcom, Swarożyca, bo tak ją nazwano przelatywała koło Ziemi tysiąc lat temu.  Kolejny artykuł przykuł moją uwagę bardziej. Pisał on o jakimś nowym szczepie grypy, który był podobno odporny na wszystkie leki. Póki co, nie było wielu zgonów, ale to i tak było niepokojące. Przewidywano, że co trzecia osoba jest już jej nosicielem. Mama zwykle nie robiła posiłków, zazwyczaj była zajęta pracą i zanim reszta domowników wstała, jej już nie było w domu. Tyczyło to się też weekendów. Więc nie można było nie skorzystać.
Kiedy zjadłem, przyjechała taksówka mająca zawieść żałobników na lotnisko.
- Pamiętaj o odebraniu siostry. Pani Basia powinna być za kilka minut. Pieniądze na jedzenie są w słoiku, tam gdzie zawsze, a jeśli poprosisz panią Basię to sądzę, że powinna coś wam ugotować – mówiła, całując mnie w policzki na pożegnanie.
- Spokojnie, wszystko wiem. Powtarzałaś mi to wszystko od dobrych dwóch tygodni – odparłem.
- Tylko nie zrujnuj tego domu pod naszą nieobecność – zażartował tata.
- Spokojnie. Co najwyżej tylko wyburzę kilak ścian działowych - podjąłem humor ojca. Matka spiorunowała nas wzrokiem.
– Oj daj spokój, wiesz, że to tylko żarty. – Już otworzyła usta żeby coś powiedzieć, ale tata delikatnie, acz stanowczo popchnął ją w stronę drzwi.
- Na nas już czas, kochanie. Jakub jest już duży i sobie poradzi.
                Jakieś dziesięć minut po ich wyjściu przyszła niania. Zostawiłem ją z młodym i zadzwoniłem po przyjaciela. Patryk był ode mnie starszy o rok. Jego rodzice zginęli w wypadku jak miał dziesięć lat.  Do ukończenia gimnazjum zajmował się nim wujek. Teraz mieszkał w obskurnej kawalerce i chodził do technikum samochodowego. Popołudniami pracował w sklepie. Nawet udało mu się odłożyć trochę pieniędzy na kupno starego golfa. Jak musiałem gdzieś pojechać, zawsze mogłem na niego liczyć. Przyjechał pod mój dom chwilę potem. Wsiadłem do jego gruchota i ruszyliśmy na dworzec. Po drodze słuchaliśmy radia leciał akurat jakiś wywiad z jakimś porąbanym doktorkiem.
- Dzisiaj ze mną jest wybitny profesor historii ekspert w temacie kultury i wierzeń prasłowiańskich Radosław Kościej. Założył pan nowy związek wyznaniowy zwany Praojcowizną. Przepowiada też pan zagładę cywilizacji. Czy mógłby nam pan przybliżyć, skąd wzięły się te, zdaje się, obłąkańcze pomysły?
 - Zacznijmy od tego, pani redaktor, że to nie jest nowa wiara. Wyznawali ją nasi przodkowie przed tysiącem lat. Żyli oni w zgodzie z naturą biorąc tylko to, co było im potrzebne. Obecnie wielkie korporację zwiększyły wydobycie i przerób surowców przekraczając już kilkunastokrotnie dopuszczalną granicę. Starzy Bogowie w końcu obudzili się i mają dość niszczenia naszej matki.
 A co do przepowiedni, jak ją pani nazwała, to nie jest przepowiednia. Ja to wiem. To się zacznie już na dniach.  W momencie pojawienia się Swarożycy , Świętowit wraz z Trygławem oraz Perunem odzyskają pełnię sił. Oczyszczą nas z grzechów naszych, jak i naszych przodków, Narodzi się chaos, z którego wyjdzie nowy świat. Świat nawrócony na stary porządek. Ci, którzy nie są godni i ci, którzy się nie przystosują, zginą. Jeszcze nie jest za późno, ludzie! Nawróćcie się, pozwólcie się oczyścić ogniem i wodą. Starzy bogowie są miłosierni.
- Widać, że popieprzyło się w głowie staruchowi - skwitował Patryk przełączając stację.
- Tak masz rację, nazbierał pewnie jakiś grzybków, o których wyczytał w tych swoich książkach i mu poryło dekiel – odpowiedziałem. Resztę drogi spędziliśmy śmiejąc się z podobnych świrów. Patryk został w samochodzie a ja poszedłem po siostrę na peron. Pociąg przyjechał jakieś trzy minuty po nas.Hania wyszła z wagonu ubrana w szary szkolny mundurek, dziecinnego wyglądu dodawały jej rude włosy związane w warkocz. Kto by pomyślał, że ma już 15 lat?
- Hej, młoda – przytuliłem ją na powitanie.  
- Hej, braciszku – odpowiedziała i od razu podała mi swoją torbę.         
- O rzesz ty, co ty tam masz? – Zapytałem zdziwiony ciężarem torby.
- Spokojnie, tylko rzeczy pierwszej potrzeby – odpowiedziała z przekąsem.
W czasie drogi powrotnej rozmawialiśmy o tym, co się u nas działo przez ten czas. Hania skończyła rok na trzecim miejscu w szkole. Dopytywała się, co z rodzicami i z Piotrusiem. Zasmucił ją fakt, że na wejściu nie będzie mogła się im pochwalić. Gdy przyjechaliśmy pod dom powiedziałem Patrykowi, żeby wpadł do nas jutro. Poza mną praktycznie nie miał przyjaciół ani rodziny w Gdańsk więc czułem się zobowiązany by go zaprosić.  Reszta dnia minęła spokojnie. Wręcz nudno. Zjedliśmy z panią Basią obiadokolację, którą przyrządziła. Wieczór spędziliśmy przed telewizorem. Nadawali jakiś reportaż o dziwnych zjawiskach zachodzących na słońcu, ale się tym nie przejmowaliśmy.
           Wszystko zaczęło się następnego dnia. Obudziła mnie moja siostra na jej twarzy było wymalowane przerażenie.
-Kuba, wstawaj – powiedziała szarpiąc mnie za ramię- musisz to usłyszeć .
-Ale co? Co się stało?– Nic nie odpowiedziała, tylko dalej trzymając mnie za ramię ciągnęła mnie do salonu. Piotruś beztrosko bawił się na dywanie, a telewizor był włączony na wiadomości. Na wszystkich kanały mówiono o tym samym. Okazało się, że rządy zjednoczyły się w zmowie milczenia i nie dopuszczały do opinii publicznej ilości zgonów zanotowanych w ciągu ostatnich 3 dni. Zmarł już co czwarty pacjent, który zgłosił się do szpitala. Nie wiadomo było ile osób mieszkających samotnie pozostało w domu myśląc, że to zwykła grypa, a gdy choroba się już rozwinęła zarażony nie miał sił by doczołgać się nawet do telefonu. W tym momencie zadzwonił mój telefon.
- Halo?- Odebrałem go machinalnie cały czas patrząc w telewizor. Pokazywali demonstracje i zamieszki, które wybuchły w kilkunastu większym miastach. Także w Gdańsku, gdzie mieszkaliśmy.
- Dzień dobry, Kubusiu – odpowiedział mi świszczący głos pani Basi. – Wybacz, ale nie mogę dzisiaj przyjść zająć się Piotrusiem. Dopadło mnie chyba to – przerwał jej napad kaszlu – choróbsko, o którym mówią w wiadomościach.
- W porządku. Mam nadzieję, że pani przejdzie. – Powiedziałem starając się ukryć przerażenie w głosie. Jeżeli zachorowała niania to może i cała nasza trójka została już zarażona. – Mam nadzieję, że to tylko zwykła grypa, proszę pani. – Znowu w słuchawce zabrzmiał atak kaszlu.
- Jakub, Nie bądź naiwny i pamiętaj, że nie ważne, co by się nie działo, jesteś teraz odpowiedzialny za swoje rodzeństwo. Dbaj o nich. – Gdy tylko to powiedziała rozłączyła się. Hania spojrzała na mnie.
-Pani Basia jest chora i nie przyjdzie. Zajmij się Piotrusiem, a ja zadzwonię do rodziców.
Wybrałem numer do rodziców i w tym momencie ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłem je trzymając telefon przy uchu. To był Patryk. Zaprosiłem go gestem do środka. Wszedł i usiadł na kanapie patrząc na telewizor. Kiedy zaczynałem tracić nadzieję, rodzice w końcu odebrali.
- Kubuś, dzięki Bogu. Wszyscy jesteście zdrowi? – Zapytała mama z troską.
- Tak, póki co tak. Co prawda, pani Basia zachorowała. Kiedy wracacie? – Chciałem, żeby tu byli. Wtedy odpowiedzialność za moje rodzeństwo nie spoczęłaby na mnie.
- Niestety, szybko nie wrócimy. Zamknięto granice w Kanadzie. Polska na dniach pewnie robi to samo.
-Daj mi go - usłyszałem głos ojca w tle.- Kuba, zrób dokładnie to, co ci powiem. Spakuj najcenniejsze rzeczy, rodzeństwo i uciekaj z Gdańska na jakąś wieś. Poszukaj kontaktu u naszej rodziny albo u przyjaciół.
- A co z wami? Jak się znajdziemy? – Zapytałem nie wiedząc, co robić.
- Nami się nie przejmuj, jakoś damy sobie radę. Pilnuj rodzeństwa, jesteś za nich odp….
-Coś przerwało sygnał – Powiedziałem rozglądając się po pokoju. Przed chwilą grał telewizor, chodził wentylator, a z kuchni dobiegał mnie dźwięk lodówki. Teraz wszystko umilkło. Panująca cisza aż szokowała. Nie wiedziałem, co mogło to spowodować. Patryk mnie oświecił.
-To ta burza elektromagnetyczna, o której mówili wczoraj w telewizji.
Spojrzałem na nie go niedowierzając.
- Coś o tym mówili, ale nie spodziewałem się, że to może mieć taką moc. Sądziłem, że jak zwykłe burze będą robić tylko zakłócenia.
- To ta gówniana kometa. Wczoraj sprawdziłem to w Internecie.. W jakiś sposób to się nakłada ze sobą i zwiększa siłę burzy. Kuba, posłuchaj, przed tym wszystkim dzwonił do mnie wujek Andrzej. Wiesz, ten były wojskowy.
- Ten, co mówiłeś, że ma coś nie teges z głową? – Zapytałem zdziwiony. Patryk tylko przewrócił oczami. W tym momencie do pokoju weszła Hania z Piotrusiem na rękach.
 -I co u rodziców? Kiedy wrócą? – Zapytała z nadzieją w głosie.
- Niestety zamknęli granicę i wysiadła cała elektronika. Musimy radzić sobie sami. – Te słowa ledwo przeszły mi przez gardło. Siostra się rozpłakała i przytuliła do mnie. Zaledwie wczoraj wróciła do domu chcąc zobaczyć się z rodzicami, a teraz, nawet nie była pewna, czy zobaczy ich kiedykolwiek. Objąłem ją ramieniem i kiwnąłem na przyjaciela, żeby kontynuował.
- Kuba, Będzie już tylko gorzej. Padła elektronika. Stworzenie leku na tą gównianą zarazę graniczy z cudem. A myślisz, że co zrobią ludzie pozbawieni wody w kranach i problemami z żarciem?
-Nie wiem, wyjdą na ulice?
- Dokładnie, a tłum jest nieprzewidywalny. Zaczną się zamieszki na wielką skalę. włamania podpalenia. W skrócie wielka anarchia.  Musimy jak najszybciej wypieprzać z miasta.
- Sam nie wiem. Gdzie mielibyśmy się udać? A co z rodzicami jak uda im się jakimś cudem wrócić?  Chyba lepiej będzie jak tu zostaniemy i zbierzemy zapasy.
- Wiem, że ta sytuacja jest trudna, ale posłuchaj sam siebie. Naprawdę w to wierzysz? – Nic mu nie odpowiedziałem. – Tak jak myślałem. A co do miejsca to wujek na pewno was przyjmie. Ma spory zapas w swojej leśniczówce. Był prepersem, czy jakoś tak. Ta sytuacja jest dla niego niczym spełnienie marzeń, można tak powiedzieć. Zastanów się dokładnie. Idę zobaczyć, czy mój golf przetrwał w blaszaku i da radę odpalić. Wrócę wieczorem i albo zabierzecie się ze mną, albo radzicie sobie sami – powiedział, po czym wyszedł.
-Hanka, co o tym sądzisz? - Popatrzyłem w jej oczy pełne łez.
- Sama nie wiem- wychlipała - a co z rodzicami? Co, jeśli wrócą, a nas tu nie będzie?
- Posłuchaj. Mówili mi, że mam się wami zająć, a Patryk ma rację. – Te słowa ledwo przeszły mi przez gardło, choć wiedziałem, że to najrozsądniejszy krok.- W Gdańsku może się niedługo zrobić bardzo nieprzyjemnie. A tutaj zostawimy wiadomość rodzicom. Jak wrócą, to będą wiedzieli, gdzie nas szukać.
Wiedziałem, iż szansa na to że rodzice wrócą do domu jest równa z cudem, ale musiałem jakoś ją pocieszyć i przekonać do wyjazdu.
- Tak, zróbmy tak - Powiedziała ocierając łzy.
– Musimy to przetrwać dla rodziców. - Potargałem jej włosy i uśmiechnąłem się. Myślałem, że przekonanie jej do tego będzie trudniejsze.
-Daj, ja się zajmę młodym, a ty spakuj swoje ubrania. Byle nie za dużo. Weź trzy komplety i nie więcej. Potem spakuj Piotrusia, a potem przejrzymy dom i wszystkie rzeczy, jakie mogłyby się przydać przynieśmy tutaj. Jak przyjdzie Patryk to zdecydujemy, co zabierzemy ze sobą.
           Kiedy Patryk pojawił się z powrotem, już zmierzchało. Przyszedł pieszo, ale bez żadnego bagażu.
Pomyślałem sobie wtedy - samochód nie działa.
- No, no. Widzę, że się zdecydowaliście jechać. – Skwitował widząc pół salonu zagraconego narzędziami, zapasami i lekami oraz innymi sprzętami, o których pomyśleliśmy, że mogą się przydać.
- Jak widać nie próżnowaliśmy. A co z twoim golfem? Sądziłem, że przyjedziesz pod nasz dom.
- Spokojnie, gruchot się trzyma. – Odetchnąłem wyraźnie – Zostawiłem go w garażu. Teraz, jak wszystkie nowe samochody są uziemione, bo bez komputera nie odpalą, lepiej nie pokazywać im sprawnego transportu. – Widać było, że Patryk albo został poinstruowany przez wujka, co robić, albo sam też trochę przygotowywał się na taką sytuację. W tym momencie to nie miało znaczenia.  Cieszyłem się, że ktoś taki jest moim przyjacielem. – Dobra zabierzmy się do wyłuskania z tego bajzlu przydatnych rzeczy. Nie ma dużo miejsca, więc musimy wybierać mądrze.
- Nasze graty osobiste mamy w tych dwóch plecakach. – Wskazałem worki podróżne leżące w koncie przy drzwiach.
- Świetnie, nie zabraliście dużo. I widzisz Hanka idzie się spakować w mały, lekki plecak a nie w tą twoją masywną torbę. – Uśmiechnął się do niej. Mimowolnie oboje prychnęliśmy śmiechem.
- Sądzę, że przydałoby się zabrać dużo jedzenia i leki– Powiedziała siostra.
- Z lekami się zgadzam a co do żarcia to lepiej zapakować więcej wody. Tylko dla Młodego weźcie tyle jego tych kleików, ile macie. My wybredni nie będziemy.
- Jasne, my się tym zajmiemy, a ty szukaj dalej. Powiedziałem, kiwając na Hanię.
             Patryk wybrał jeszcze łom, siekierę i kilka innych narzędzi. Mi i Hani wybrał porządne noże. Kazał nam dobrać po grubej polarze albo swetrze i porządnej kurtce. Oraz wybrać najwygodniejsze i najsolidniejsze buty, jakie mamy. Zajęło nam to może z czterdzieści minut. Trudno było stwierdzić, bo nasze zegarki elektroniczne  też wysiadły. Na ścianie Salonu namalowaliśmy wiadomość dla rodziców. Zamknęliśmy dokładnie wszystkie drzwi, a okna zakryliśmy roletami antywłamaniowymi. W końcu ruszyliśmy pustymi ciemnymi ulicami, jeszcze wczoraj oświetlanymi przez lampy. Na szczęście nasza część miasta, Niedźwiednik, nie była duża i leżała na uboczu. Przez to nie było wielu oczu, którym moglibyśmy się narazić. Opuściliśmy i tylko jak to było możliwe zjechaliśmy na boczne mało uczęszczane drogi.

4 komentarze:

  1. Witam! Czyżby inspiracją były Legendy Polskie? Jakoś takie miałam pierwsze skojarzenie po przeczytaniu opisu. :)
    Spoko początek, wszystko jasno i czytelnie, ale konsternacja w momencie, gdy czytam, że rodzice Patryka zginęli, gdy miał 10 lat, a później, że wyjechali... Ja coś pokręciłam? Czy jednak Ty?
    Lecę na drugi rozdział. ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej. Inspiracją są po części Legendy Polskie jak i świetna seria książek pod tytułem "Zapomniana księga". Bazuje ona na dawnych słowiańskich wierzeniach. A co do twojego pytania to Ty pokręciłaś. Rodzice Patryka zginęli. Wyjechali natomiast rodzice Kuby, Hani i Piotrusia. Jest to dość wyraźnie napisane moim zdaniem.
      Mam nadzieję, że przyjemnie się czyta i wzajemnie pozdrawiam ;)

      Usuń
    2. Z Legendami jestem na bieżąco – wyszło im mega. :) Książek nie miałam okazji czytać, ale kto wie, może się uda.
      Dla własnego spokoju przeczytałam jeszcze raz rozdział... I historię opowiada Kuba, tak? Fragment „Gdy przyjechaliśmy pod dom powiedziałem Patrykowi, żeby wpadł do nas jutro. Jego rodzice też wyjechali, a poza mną praktycznie nie miał przyjaciół.”, na moje mówi, że „jego rodzice” – czyli Patryka wyjechali, w dodatku zaznaczasz, że „też”...
      Czyta się przyjemnie i lekko, nie mogę się doczekać już tych wszystkich demonicznych akcji. :)

      Usuń
    3. Faktycznie, teraz też to znalazłem i już poprawiłem. Dzięki za znalezienie błędu. Tak się kończy pisanie na raty i to jeszcze na spontanie :P

      Usuń