Rozdział I
- Kuba, wstawaj leniu. –
Potrząsanie za ramię i głos matki wyrwał mnie ze snu. Nawet w wolne nie mogłem
pospać dłużej.
- Daj spokój, przecież od wczoraj są wakacje – odburknąłem.
- Śniadanie już na stole, za dziesięć minut wszystko sprzątam –
powiedziała, wychodząc z pokoju.
- No dobra, już idę.
Zwlokłem się z łóżka i ruszyłem na wpółprzytomny za mamą. Starsi
wyjeżdżali na jakiś pogrzeb bogatej ciotki z Kanady, o której nigdy nie
słyszałem. Ja natomiast miałem przejąć obowiązki gospodarza i zaopiekować się
młodszym rodzeństwem. Miałem odebrać dzisiaj z dworca Hankę. Idealna córeczka
wraca do domu z internatu, na który idzie rocznie dobre kilka tysięcy. Jest
jeszcze najmłodszy Piotruś, ale nim nie musiałem się przejmować. Codziennie do
niego przychodziła Pani Basia. Stara niańka odchowała mnie, moją siostrę i
teraz zajmowała się juniorem. Nasi rodzice byli kompletnie zaprzątnięci pracą. W
zasadzie nie przeszkadzało mi to. Miałem wszystko, co chciałem, a nikt mnie nie
kontrolował. Czego więcej może chcieć siedemnastolatek?
Kiedy wszedłem do
kuchni ojciec popijał kawę, czytając gazetę. Przywitałem się z nim i zabrałem
się za jedzenie. Na pierwszej stronie gazety
pisało coś o jakiejś komecie, co miała przelecieć jutro koło ziemi. Jeżeli
wierzyć naukowcom, Swarożyca, bo tak ją nazwano przelatywała koło Ziemi tysiąc
lat temu. Kolejny artykuł przykuł moją
uwagę bardziej. Pisał on o jakimś nowym szczepie grypy, który był podobno
odporny na wszystkie leki. Póki co, nie było wielu zgonów, ale to i tak było
niepokojące. Przewidywano, że co trzecia osoba jest już jej nosicielem. Mama
zwykle nie robiła posiłków, zazwyczaj była zajęta pracą i zanim reszta
domowników wstała, jej już nie było w domu. Tyczyło to się też weekendów. Więc
nie można było nie skorzystać.
Kiedy zjadłem, przyjechała taksówka mająca zawieść żałobników na
lotnisko.
- Pamiętaj o odebraniu siostry. Pani Basia powinna być za kilka minut.
Pieniądze na jedzenie są w słoiku, tam gdzie zawsze, a jeśli poprosisz panią
Basię to sądzę, że powinna coś wam ugotować – mówiła, całując mnie w policzki
na pożegnanie.
- Spokojnie, wszystko wiem. Powtarzałaś mi to wszystko od dobrych dwóch
tygodni – odparłem.
- Tylko nie zrujnuj tego domu pod naszą nieobecność – zażartował tata.
- Spokojnie. Co najwyżej tylko wyburzę kilak ścian działowych -
podjąłem humor ojca. Matka spiorunowała nas wzrokiem.
– Oj daj spokój, wiesz, że to tylko żarty. – Już otworzyła usta żeby
coś powiedzieć, ale tata delikatnie, acz stanowczo popchnął ją w stronę drzwi.
- Na nas już czas, kochanie. Jakub jest już duży i sobie poradzi.
Jakieś
dziesięć minut po ich wyjściu przyszła niania. Zostawiłem ją z młodym i
zadzwoniłem po przyjaciela. Patryk był ode mnie starszy o rok. Jego rodzice
zginęli w wypadku jak miał dziesięć lat.
Do ukończenia gimnazjum zajmował się nim wujek. Teraz mieszkał w
obskurnej kawalerce i chodził do technikum samochodowego. Popołudniami pracował
w sklepie. Nawet udało mu się odłożyć trochę pieniędzy na kupno starego golfa.
Jak musiałem gdzieś pojechać, zawsze mogłem na niego liczyć. Przyjechał pod mój
dom chwilę potem. Wsiadłem do jego gruchota i ruszyliśmy na dworzec. Po drodze
słuchaliśmy radia leciał akurat jakiś wywiad z jakimś porąbanym doktorkiem.
- Dzisiaj ze mną jest wybitny profesor historii ekspert w temacie kultury i wierzeń prasłowiańskich
Radosław Kościej. Założył pan nowy związek wyznaniowy zwany Praojcowizną.
Przepowiada też pan zagładę cywilizacji. Czy mógłby nam pan przybliżyć, skąd
wzięły się te, zdaje się, obłąkańcze pomysły?
- Zacznijmy od tego, pani
redaktor, że to nie jest nowa wiara. Wyznawali ją nasi przodkowie przed
tysiącem lat. Żyli oni w zgodzie z naturą biorąc tylko to, co było im
potrzebne. Obecnie wielkie korporację zwiększyły wydobycie i przerób surowców
przekraczając już kilkunastokrotnie dopuszczalną granicę. Starzy Bogowie w
końcu obudzili się i mają dość niszczenia naszej matki.
A co do przepowiedni, jak ją
pani nazwała, to nie jest przepowiednia. Ja to wiem. To się zacznie już na
dniach. W momencie pojawienia się Swarożycy
, Świętowit wraz z Trygławem oraz Perunem odzyskają pełnię sił. Oczyszczą nas z
grzechów naszych, jak i naszych przodków, Narodzi się chaos, z którego wyjdzie
nowy świat. Świat nawrócony na stary porządek. Ci, którzy nie są godni i ci,
którzy się nie przystosują, zginą. Jeszcze nie jest za późno, ludzie! Nawróćcie
się, pozwólcie się oczyścić ogniem i wodą. Starzy bogowie są miłosierni.
- Widać, że popieprzyło się w głowie staruchowi - skwitował Patryk
przełączając stację.
- Tak masz rację, nazbierał pewnie jakiś grzybków, o których wyczytał
w tych swoich książkach i mu poryło dekiel – odpowiedziałem. Resztę drogi
spędziliśmy śmiejąc się z podobnych świrów. Patryk został w samochodzie a ja
poszedłem po siostrę na peron. Pociąg przyjechał jakieś trzy minuty po nas.Hania wyszła z wagonu ubrana w szary szkolny mundurek, dziecinnego
wyglądu dodawały jej rude włosy związane w warkocz. Kto by pomyślał, że ma już
15 lat?
- Hej, młoda – przytuliłem ją na powitanie.
- Hej, braciszku – odpowiedziała i od razu podała mi swoją torbę.
- O rzesz ty, co ty tam masz? – Zapytałem zdziwiony ciężarem torby.
- Spokojnie, tylko rzeczy pierwszej potrzeby – odpowiedziała z
przekąsem.
W czasie drogi powrotnej rozmawialiśmy o tym, co się u nas działo
przez ten czas. Hania skończyła rok na trzecim miejscu w szkole. Dopytywała się,
co z rodzicami i z Piotrusiem. Zasmucił ją fakt, że na wejściu nie będzie mogła
się im pochwalić. Gdy przyjechaliśmy pod dom powiedziałem Patrykowi, żeby wpadł
do nas jutro. Poza mną praktycznie nie miał
przyjaciół ani rodziny w Gdańsk więc czułem się zobowiązany by go zaprosić. Reszta dnia minęła
spokojnie. Wręcz nudno. Zjedliśmy z panią Basią obiadokolację, którą
przyrządziła. Wieczór spędziliśmy przed telewizorem. Nadawali jakiś reportaż o
dziwnych zjawiskach zachodzących na słońcu, ale się tym nie przejmowaliśmy.
Wszystko zaczęło się
następnego dnia. Obudziła mnie moja siostra na jej twarzy było wymalowane
przerażenie.
-Kuba, wstawaj – powiedziała szarpiąc mnie za ramię- musisz to
usłyszeć .
-Ale co? Co się stało?– Nic nie odpowiedziała, tylko dalej trzymając
mnie za ramię ciągnęła mnie do salonu. Piotruś beztrosko bawił się na dywanie,
a telewizor był włączony na wiadomości. Na wszystkich kanały mówiono o tym
samym. Okazało się, że rządy zjednoczyły się w zmowie milczenia i nie dopuszczały
do opinii publicznej ilości zgonów zanotowanych w ciągu ostatnich 3 dni. Zmarł
już co czwarty pacjent, który zgłosił się do szpitala. Nie wiadomo było ile
osób mieszkających samotnie pozostało w domu myśląc, że to zwykła grypa, a gdy
choroba się już rozwinęła zarażony nie miał sił by doczołgać się nawet do
telefonu. W tym momencie zadzwonił mój telefon.
- Halo?- Odebrałem go machinalnie cały czas patrząc w telewizor.
Pokazywali demonstracje i zamieszki, które wybuchły w kilkunastu większym
miastach. Także w Gdańsku, gdzie mieszkaliśmy.
- Dzień dobry, Kubusiu – odpowiedział mi świszczący głos pani Basi. –
Wybacz, ale nie mogę dzisiaj przyjść zająć się Piotrusiem. Dopadło mnie chyba
to – przerwał jej napad kaszlu – choróbsko, o którym mówią w wiadomościach.
- W porządku. Mam nadzieję, że pani przejdzie. – Powiedziałem
starając się ukryć przerażenie w głosie. Jeżeli zachorowała niania to może i
cała nasza trójka została już zarażona. – Mam nadzieję, że to tylko zwykła
grypa, proszę pani. – Znowu w słuchawce zabrzmiał atak kaszlu.
- Jakub, Nie bądź naiwny i pamiętaj, że nie ważne, co by się nie
działo, jesteś teraz odpowiedzialny za swoje rodzeństwo. Dbaj o nich. – Gdy
tylko to powiedziała rozłączyła się. Hania spojrzała na mnie.
-Pani Basia jest chora i nie przyjdzie. Zajmij się Piotrusiem, a ja zadzwonię
do rodziców.
Wybrałem numer do rodziców i w tym momencie ktoś zapukał do drzwi.
Otworzyłem je trzymając telefon przy uchu. To był Patryk. Zaprosiłem go gestem
do środka. Wszedł i usiadł na kanapie patrząc na telewizor. Kiedy zaczynałem
tracić nadzieję, rodzice w końcu odebrali.
- Kubuś, dzięki Bogu. Wszyscy jesteście zdrowi? – Zapytała mama z
troską.
- Tak, póki co tak. Co prawda, pani Basia zachorowała. Kiedy wracacie?
– Chciałem, żeby tu byli. Wtedy odpowiedzialność za moje rodzeństwo nie
spoczęłaby na mnie.
- Niestety, szybko nie wrócimy. Zamknięto granice w Kanadzie. Polska
na dniach pewnie robi to samo.
-Daj mi go - usłyszałem głos ojca w tle.- Kuba, zrób dokładnie to, co
ci powiem. Spakuj najcenniejsze rzeczy, rodzeństwo i uciekaj z Gdańska na jakąś wieś.
Poszukaj kontaktu u naszej rodziny albo u przyjaciół.
- A co z wami? Jak się znajdziemy? – Zapytałem nie wiedząc, co robić.
- Nami się nie przejmuj, jakoś damy sobie radę. Pilnuj rodzeństwa,
jesteś za nich odp….
-Coś przerwało sygnał – Powiedziałem rozglądając się po pokoju. Przed
chwilą grał telewizor, chodził wentylator, a z kuchni dobiegał mnie dźwięk lodówki.
Teraz wszystko umilkło. Panująca cisza aż szokowała. Nie wiedziałem, co mogło
to spowodować. Patryk mnie oświecił.
-To ta burza elektromagnetyczna, o której mówili wczoraj w telewizji.
Spojrzałem na nie go niedowierzając.
- Coś o tym mówili, ale nie spodziewałem się, że to może mieć taką
moc. Sądziłem, że jak zwykłe burze będą robić tylko zakłócenia.
- To ta gówniana kometa. Wczoraj sprawdziłem to w Internecie.. W jakiś sposób to się nakłada ze sobą i zwiększa siłę burzy.
Kuba, posłuchaj, przed tym wszystkim dzwonił do mnie wujek Andrzej. Wiesz, ten
były wojskowy.
- Ten, co mówiłeś, że ma coś nie teges z głową? – Zapytałem
zdziwiony. Patryk tylko przewrócił oczami. W tym momencie do pokoju weszła
Hania z Piotrusiem na rękach.
-I co u rodziców? Kiedy wrócą?
– Zapytała z nadzieją w głosie.
- Niestety zamknęli granicę i wysiadła cała elektronika. Musimy
radzić sobie sami. – Te słowa ledwo przeszły mi przez gardło. Siostra się rozpłakała i przytuliła do mnie. Zaledwie wczoraj wróciła do domu
chcąc zobaczyć się z rodzicami, a teraz, nawet nie była pewna, czy zobaczy ich kiedykolwiek.
Objąłem ją ramieniem i kiwnąłem na przyjaciela, żeby kontynuował.
- Kuba, Będzie już tylko gorzej. Padła elektronika. Stworzenie leku
na tą gównianą zarazę graniczy z cudem. A myślisz, że co zrobią ludzie
pozbawieni wody w kranach i problemami z żarciem?
-Nie wiem, wyjdą na ulice?
- Dokładnie, a tłum jest nieprzewidywalny. Zaczną się zamieszki na wielką skalę. włamania podpalenia. W skrócie wielka anarchia. Musimy jak najszybciej
wypieprzać z miasta.
- Sam nie wiem. Gdzie mielibyśmy się udać? A co z rodzicami jak uda
im się jakimś cudem wrócić? Chyba lepiej
będzie jak tu zostaniemy i zbierzemy zapasy.
- Wiem, że ta sytuacja jest trudna, ale posłuchaj sam siebie.
Naprawdę w to wierzysz? – Nic mu nie odpowiedziałem. – Tak jak myślałem. A co
do miejsca to wujek na pewno was przyjmie. Ma spory zapas w swojej leśniczówce.
Był prepersem, czy jakoś tak. Ta sytuacja jest dla niego niczym spełnienie
marzeń, można tak powiedzieć. Zastanów się dokładnie. Idę zobaczyć, czy mój
golf przetrwał w blaszaku i da radę odpalić. Wrócę wieczorem i albo zabierzecie
się ze mną, albo radzicie sobie sami – powiedział, po czym wyszedł.
-Hanka, co o tym sądzisz? - Popatrzyłem w jej oczy pełne łez.
- Sama nie wiem- wychlipała - a co z rodzicami? Co, jeśli wrócą, a
nas tu nie będzie?
- Posłuchaj. Mówili mi, że mam się wami zająć, a Patryk ma rację. –
Te słowa ledwo przeszły mi przez gardło, choć wiedziałem, że to
najrozsądniejszy krok.- W Gdańsku może się niedługo zrobić bardzo
nieprzyjemnie. A tutaj zostawimy wiadomość rodzicom. Jak wrócą, to będą
wiedzieli, gdzie nas szukać.
Wiedziałem, iż szansa na to że rodzice wrócą do domu jest równa z cudem, ale musiałem jakoś ją
pocieszyć i przekonać do wyjazdu.
- Tak, zróbmy tak - Powiedziała ocierając łzy.
– Musimy to przetrwać dla rodziców. - Potargałem jej włosy i
uśmiechnąłem się. Myślałem, że przekonanie jej do tego będzie trudniejsze.
-Daj, ja się zajmę młodym, a ty spakuj swoje ubrania. Byle nie za
dużo. Weź trzy komplety i nie więcej. Potem spakuj Piotrusia, a potem
przejrzymy dom i wszystkie rzeczy, jakie mogłyby się przydać przynieśmy tutaj.
Jak przyjdzie Patryk to zdecydujemy, co zabierzemy ze sobą.
Kiedy Patryk pojawił się z powrotem,
już zmierzchało. Przyszedł pieszo, ale bez żadnego bagażu.
Pomyślałem sobie wtedy - samochód nie działa.
- No, no. Widzę, że się zdecydowaliście jechać. – Skwitował widząc
pół salonu zagraconego narzędziami, zapasami i lekami oraz innymi sprzętami, o
których pomyśleliśmy, że mogą się przydać.
- Jak widać nie próżnowaliśmy. A co z twoim golfem? Sądziłem, że
przyjedziesz pod nasz dom.
- Spokojnie, gruchot się trzyma. – Odetchnąłem wyraźnie – Zostawiłem
go w garażu. Teraz, jak wszystkie nowe samochody są uziemione, bo bez komputera
nie odpalą, lepiej nie pokazywać im sprawnego transportu. – Widać było, że
Patryk albo został poinstruowany przez wujka, co robić, albo sam też trochę
przygotowywał się na taką sytuację. W tym momencie to nie miało znaczenia. Cieszyłem się, że ktoś taki jest moim
przyjacielem. – Dobra zabierzmy się do wyłuskania z tego bajzlu przydatnych
rzeczy. Nie ma dużo miejsca, więc musimy wybierać mądrze.
- Nasze graty osobiste mamy w tych dwóch plecakach. – Wskazałem worki
podróżne leżące w koncie przy drzwiach.
- Świetnie, nie zabraliście dużo. I widzisz Hanka idzie się spakować
w mały, lekki plecak a nie w tą twoją masywną torbę. – Uśmiechnął się do niej.
Mimowolnie oboje prychnęliśmy śmiechem.
- Sądzę, że przydałoby się zabrać dużo jedzenia i leki– Powiedziała
siostra.
- Z lekami się zgadzam a co do żarcia to lepiej zapakować więcej
wody. Tylko dla Młodego weźcie tyle jego tych kleików, ile macie. My wybredni
nie będziemy.
- Jasne, my się tym zajmiemy, a ty szukaj dalej. Powiedziałem,
kiwając na Hanię.
Patryk wybrał
jeszcze łom, siekierę i kilka innych narzędzi. Mi i Hani wybrał porządne noże.
Kazał nam dobrać po grubej polarze albo swetrze i porządnej kurtce. Oraz wybrać
najwygodniejsze i najsolidniejsze buty, jakie mamy. Zajęło nam to może z
czterdzieści minut. Trudno było stwierdzić, bo nasze zegarki elektroniczne też wysiadły. Na ścianie
Salonu namalowaliśmy wiadomość dla rodziców. Zamknęliśmy dokładnie wszystkie
drzwi, a okna zakryliśmy roletami antywłamaniowymi. W końcu ruszyliśmy pustymi ciemnymi
ulicami, jeszcze wczoraj oświetlanymi przez lampy. Na szczęście nasza część
miasta, Niedźwiednik, nie była duża i leżała na uboczu. Przez to nie było wielu
oczu, którym moglibyśmy się narazić. Opuściliśmy i tylko jak to było możliwe zjechaliśmy na boczne mało uczęszczane drogi.
Witam! Czyżby inspiracją były Legendy Polskie? Jakoś takie miałam pierwsze skojarzenie po przeczytaniu opisu. :)
OdpowiedzUsuńSpoko początek, wszystko jasno i czytelnie, ale konsternacja w momencie, gdy czytam, że rodzice Patryka zginęli, gdy miał 10 lat, a później, że wyjechali... Ja coś pokręciłam? Czy jednak Ty?
Lecę na drugi rozdział. ;)
Pozdrawiam!
Hej. Inspiracją są po części Legendy Polskie jak i świetna seria książek pod tytułem "Zapomniana księga". Bazuje ona na dawnych słowiańskich wierzeniach. A co do twojego pytania to Ty pokręciłaś. Rodzice Patryka zginęli. Wyjechali natomiast rodzice Kuby, Hani i Piotrusia. Jest to dość wyraźnie napisane moim zdaniem.
UsuńMam nadzieję, że przyjemnie się czyta i wzajemnie pozdrawiam ;)
Z Legendami jestem na bieżąco – wyszło im mega. :) Książek nie miałam okazji czytać, ale kto wie, może się uda.
UsuńDla własnego spokoju przeczytałam jeszcze raz rozdział... I historię opowiada Kuba, tak? Fragment „Gdy przyjechaliśmy pod dom powiedziałem Patrykowi, żeby wpadł do nas jutro. Jego rodzice też wyjechali, a poza mną praktycznie nie miał przyjaciół.”, na moje mówi, że „jego rodzice” – czyli Patryka wyjechali, w dodatku zaznaczasz, że „też”...
Czyta się przyjemnie i lekko, nie mogę się doczekać już tych wszystkich demonicznych akcji. :)
Faktycznie, teraz też to znalazłem i już poprawiłem. Dzięki za znalezienie błędu. Tak się kończy pisanie na raty i to jeszcze na spontanie :P
Usuń